Rozważanie stresu w kategoriach jednostkowego przypadku, to bardzo niebezpieczne narzędzie w rozumieniu tego zjawiska. Już u podstaw teorii o stresie leży założenie, że w drodze rewolucji społecznej pożegnaliśmy się z jego wyjściową mechaniką, która ma uzasadnienie biologiczne i jest narzędziem wspomagającym organizmy od setek tysięcy lat. Samo angielskie słowo “stress” w tym rozumieniu nie istniało jeszcze sto lat temu, było używane jako próg wytrzymałości materiałów metalurgicznych, w szalejącej w tamtych czasach rewolucji przemysłowej. To znamienne, że właśnie z tak “ciężkiego” przemysłu zapożyczyliśmy nomenklaturę – wskazuje to z jak ogromnym problemem się mierzymy. To nieodzowny element naszego życia, wlewany, w każdą dziedzinę – w tym także w biznes. Dlatego chciałbym przeprowadzić Cię przez kilka podstawowych koncepcji, które mogą pomóc Ci zrozumieć stres jako składową organizacji – być może w bardzo ogólnym rozumieniu (zespołu, firmy, a nawet rodziny).
Reakcja na stres zależy również od silnej woli (a tę można trenować)
Istotą jest istota szara. I narazie to zostawmy. Sylwetka Kelly McGonigal może być Ci znana – to amerykańska badaczka stresu i świetna popularyzatorka jego koncepcji i funkcji, profesorka – jakże by inaczej – Stanforda. Szczególnie Twojej uwadze polecam jej książkę o sile woli. Która niesie ze sobą dość proste założenie – niektóre treningi (w tym medytacja czy mindfulness) mogą wspomagać siłę woli, a ta z kolei jest kluczem do zatrzymania pewnych bodźców stresowych tam gdzie ich miejsce – czyli zanim nastąpi niekontrolowana reakcja emocjonalna. By jeszcze bardziej Cię zainteresować powiem, że metody przedstawione w książce wspierają nawet alkoholików i osoby uzależnione od papierosów w ich “trzeźwości”, a skoro mają taką moc, to dlaczego nie miałby być skuteczne w codziennym życiu? To na co uwagę zwracają różni badacze stresu to możliwość przeniesienia go na scenę “logicznego myślenia” i oszukanie tzw. “gadziego mózgu”, który podpowiadałby nam w każdej sytuacji by stanąć do walki o życie (bądź uciekać gdzie pieprz rośnie). Operacjonalizacja stresu jest możliwa wtedy gdy w mózgu działają odpowiednie struktury mogące złapać “destrukcyjny” impuls wywołany np. zachowaniem kierowcy na drodze. Tą strukturą – czy mówiąc kolokwialnie “siatką” – jest istota szara, głównie w płacie przedczołowym naszego mózgu. W tym miejscu, którego nie posiadają zwierzęta (w większości) a który pozwala nam “być człowiekiem” i odznaczać się naszą “mistyczną” inteligencją. Nagromadzenie szarych struktur to nic innego jak odpowiednia ilość neuronów, których “ciała” tworzą rzeczoną “gąbkę” przez którą możemy przeciskać stres. Najprostszą metodą wykorzystania tej wiedzy jest proste liczenie do 10 gdy czujemy się zdenerwowani – tak by dać szansę zadziałać logice, przed reakcją emocjonalną. Po więcej technik zapraszam Cię do książki Kelly.
Stres innych to Twój stres
Jesteś właścicielem, liderem, pracownikiem – to w zasadzie nieistotne. Psucie atmosfery to znany problem, często jednak na poziomie abstrakcyjnym. Mówimy o złej energii, czujemy coś w powietrzu. Za tym jednak stoją realne mechanizmy – np. odkryte przez skład Rizzolatti, Fogassi i Galesse z Uniwersytetu w Parmie (to nie tylko szynka!) neurony lustrzane. Krótkie wprowadzenie do tego skomplikowanego tematu napewno powinno zawierać podstawowy fakt – by pobudzać struktury mózgowe w naszym ciele wystarczy percepcja ruchów, emocji czy ekspresji stanów osoby, którą obserwujemy. To sprawia, że możemy odczuwać dyskomfort jedynie przebywając ze zestresowanymi ludźmi (bądź być przyczyną ich dyskomfortu). Biologiczne współodczuwanie ma wiele konsekwencji – również legislacyjnych, wszak w międzynarodowej klasyfikacji chorób psychicznych od niedawna zespół stresu pourazowego funkcjonuje również jako zaburzenie, które można nabyć w drodze kontaktu z osobami straumatyzowany. To potwierdza tezę, że jest to niezwykle niebezpieczny środek transferu naszego stresu. Współodczuwanie jako kreator naszego samopoczucia, czy dalej – życia, przewija się w wielu koncepcjach – koncepcja symulacji (gdzie odtwarzamy sobie choćby w reklamach pewną czynność związaną z reklamą), koncepcja treningu mentalnego i potencjału przedruchowego (które udowadniają, że niektóre efekty ruchu możemy osiągać nawet bez… ruchu), a także społecznego uczenia się Bandury, która wprost mówi, że wzorce społeczne przejmujemy bardzo skutecznie jedynie symulując je i obserwując. Dlatego stres może tak destrukcyjnie rozlewać się po naszych organizacjach i życiach. Bywa jak domino, a praca z nim to codzienna rutyna, a nie jednostkowe interwencje.
Dobry i zły policjant (always ending story)
Kapitan Oczywistość jest z Wami. Muszę jednak to powiedzieć – stres może być dobry. Jest narzędziem, które pomaga się skupić i co najważniejsze z punktu widzenia organizacji “dowozić”. Być może przyda Ci się wiedza, że nazywają się one eustres (ten dobry) i dystres (ten zły). To podstawowa koncepcja, która zakłada, że dobry stres ma swój limit, a jego dalsze utrzymywanie skutkuje wyczerpaniem. Wspomniałem o tym na początku – że mechanizm stresu był biologiczne zaprogramowany w zupełnie innym celu – by pokonać chwilowy bodziec stresowy. Jednak w dzisiejszych czasach stres trwa godzinami, dniami czy tygodniami – a to przenosi nas w bardzo krótkim czasie na stronę dystresu i wypłukania zasobów radzenia sobie z nim. Stąd pochodzą nasze agresywne reakcje i wybuchy. Nie mając “zasobów operacyjnych” trudno nam zapanować nad zachowaniem, ale też nad skupieniem, dokładnością, konsekwencją. Zasoby psychiczne są skończone, a ich wykorzystanie wiąże się z potrzebą ich odzyskiwania – odpoczynkiem, sportem czy w trudniejszych przypadkach – terapią. Wyczerpanie wpływa również na nasz stan zdrowia – częstym zjawiskiem jest obniżenie (a w konsekwencji choroba) się odporności po długiej fali stresu, w momencie wyczerpania, a potem początkowej regeneracji cała energia organizmu skupia się na odbudowaniu i przestaje bronić nas przed np. wirusami. W kontekście stresu w organizacji jest to ważne ocenie opłacalności przedłużającego się stresu w kosztach zwolnień lekarskich, przestojów czy mniej wydajnej pracy pracowników.
Spirala strat
Zasoby, zasoby i jeszcze raz zasoby. Już nie raz podjąłem tu to słowo. Czym one są? Mogą być Twoim charakterem, genetyką, pieniędzmi, czasem wolnym, wykształceniem. Jednym słowem – tym co zainwestujesz by osiągnąć kolejne… zasoby (czy cele). Hobfoll – jeden z moich ulubionych badaczy mówi o stresie jako “odpowiedzi na utratę zasobów”. A w prostym, życiowym języku – tracimy zasób pieniężny, stresujemy się. Tracimy kogoś bliskiego (zasób wsparcia), stresujemy się. I tak dalej. Łącząc to z awersją do strat, która jak postulują nobliści Kahneman i Tversky – przekracza dwukrotnie radość z zysków, mamy prawie gotową teorię spirali zysków lub strat. Teoria ta mówi, że po pierwsze – ludzie posiadający więcej zasobów, mogą ich więcej wyprodukować, więcej zainwestować (i tym samym uniknąć stresu) w przeciwieństwie do ludzi o niskich zasobach, którzy mając mało do inwestycji mogą mało zyskać i dużo stracić, co powstrzymuje ich przed inwestycjami i blokuje ich rozwój. Mechanika jest o tyle niebezpieczna, że spadając w dół – w spirali strat, ludzie np. mało wypoczęci (pewnego rodzaju zasób psychiczny) mogą popełniać błędy, a potem tracić kolejne zasoby inwestując resztki swojej energii w wyjście z patowej sytuacji, w strachu przed utratą kolejnych zasobów. Brzmi zagmatwanie? Tak ma być – w końcu to spirala. To co musisz zapamiętać, to możliwość, że będąc przebodźcowanym, przepracowanym lub wymagając tego od swojego otoczenia, możesz doprowadzić do sytuacji gdzie brak podstawowych zasobów energetycznych wpłynie rażąco na brak możliwości zyskiwania nowych i chronienia starych możliwości. Zapętlisz siebie bądź swój zespół, który będzie tracił bezpowrotnie chcąc ochronić siebie, swoją pozycję lub resztki wartości, którą tworzycie.
Stres to nie jest przyjemny temat. Tym bardziej stres w organizacji, który rozlewa się niepostrzeżenie na nasze życie rodzinne czy wyniki zespołów. Jednak jego rozumienie i umiejętność jego analizowania – przede wszystkim na swoim, żywym organizmie jest kluczowa by móc mu zaradzić. Warto sięgać po książki ekspertów, szczególnie tych, którzy piszą w przystępny sposób. Jedną z takich książek – prócz wymienionych w tekście jest z pewnością “Dlaczego zebry nie mają wrzodów?”, która tłumaczy to zagadnienie aż za dobrze.
Liczę, że te kilka koncepcji pomogło Ci myśleć o stresie w nowy sposób i przyczyni się do Twojego lepszego samopoczucia.
Kamil